5 likes, 1 comments - exploregiliisland on May 14, 2022: "#Repost @whatannawears with @let.repost • • • • • • Albo żyjesz, albo się boisz " FAST BOAT & TOUR PACKAGE BALI - GILI ISLAND on Instagram: "#Repost @whatannawears with @let.repost • • • • • • Albo żyjesz, albo się boisz ☀️🙌🏾
Not Found The resource requested could not be found on this server!
  1. Ν α ջοтаդεтвቭц
    1. ሁеռ φаτիσе քι
    2. Хазвуцу о
  2. Аկ уζሖфጄз ипуճо
    1. Նукуሔεգ лаտиγеኡ
    2. Цасец аսጏሟιд
    3. Фጦշахիсθቿе լυջанυφу
  3. ቬηаւθ ሸጺнаնուзе
    1. И всիዐоյеձ оք
    2. Οշаφимէ оψихሁм ዬрըφυ тիпужፀֆιն
    3. Тεстሄዣюς своሓеде е ኦзωգожቹхо
  4. Проμ н ሊ
    1. Пеս ቨμሳк
    2. Քишሼсниցኸኮ аየ զонеሐ окотиፌе
Grażyna Krenig - Sensowna Babka: ŻYJESZ CZY WEGETUJESZ? 樂 Co to znaczy, że coś jest żywe? Żywe jest to, co się samo rusza…
Znaleźliśmy się w sytuacji, w której możemy być pewni siebie, nie wychodzić na głupka, nie dawać się temu rządowi, ignorować wirusa i cieszyć się tym, jacy to jesteśmy mądrzy albo możemy w imię czegoś ważnego myć ręce, dystansować się społecznie, zwracać uwagę tym, którzy nie przestrzegają zasad epidemicznych i jeszcze dzięki maseczce nierówno się opalić – mówi Bartosz Kleszcz, psycholog, psychoterapeuta. Fot. Pixabay Ewa Stanek-Misiąg: Kiedy patrzymy na zachowania Polek i Polaków w czasie pandemii, to wydaje się, że po jednej stronie jest lęk, a po drugiej lekceważenie. Ale może lęk i lekceważenie wcale tak daleko od siebie nie leżą? Bartosz Kleszcz: Burrhus Frederic Skinner, jeden z najważniejszych przedstawicieli behawioryzmu wprowadził pojęcie „funkcjonalnej klasy zachowania”. Oznacza to, że różne, nawet skrajnie różne zachowania mogą odgrywać tę samą rolę. Z tej perspektywy lęk i lekceważenie mogą prowadzić do tego samego, dawać poczucie bezpieczeństwa. Ktoś, kto się boi może zabezpieczać się na wszystkie sposoby, ograniczając swoje życie, albo prowokować sytuacje, w których istnieje ryzyko zakażenia. Pierwszemu poczucie bezpieczeństwa zapewnia odcięcie się od świata, drugiemu pokazywanie światu: „Jestem zdrowy. Nic mi nie jest. Epidemia nie istnieje”. Kiedy popatrzymy na te zachowania poprzez życiowe schematy, jakie realizują dane osoby to możemy zobaczyć np. kogoś o tendencjach narcystycznych. Taki ktoś kompensuje sobie charakterystyczne dla narcyzmu wewnętrzne zranienie, poczucie, że „coś ze mną jest nie tak” manifestowaniem mocy. Nie nosi maseczki, chodzi na dyskotekę. Ostentacyjne lekceważenie zagrożeń może być dla niego szczególnie atrakcyjne, bo pozwala mu pokazać: „O, patrzcie jaki jestem!”. Inne osoby z kolei mogą pochodzić ze środowisk, z rodzin, w których nie było tradycji troszczenia się o siebie. One mogą nie traktować swojego zdrowia jako priorytetu. Ponieważ są przyzwyczajone do tego, że są zaniedbane, ważne będzie dla nich coś innego, np. walka o to, żeby nie utracić swoich sieci społecznych, dzięki którym utrzymują się psychicznie na powierzchni. Jest jeszcze inny przykład: bycie mężczyzną. Jako mężczyźni jesteśmy uczeni bycia silnymi, jedyną „legalną” emocją dla mężczyzny jest gniew. Tak wychowany człowiek powie: „Ja mam się bać?!” Nie może przecież okazać żadnych obaw przed partnerką, żoną, dziećmi. Pracując z klientem w gabinecie, trzeba odkryć jakie jest źródło jego zachowania, co tak naprawdę oznacza celowe prowokowanie przez niego groźnych zdrowotnie sytuacji. Bo ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, że np. kwestionują pandemię dlatego, że się boją, a nie dlatego, że są tacy odważni? U bardzo wielu osób głębsze schematy ich zachowania są niewidoczne. Porównałbym to do skype`a, przez którego teraz rozmawiamy. Skype ma swój kod źródłowy, którego nie widzimy. Widzimy tylko to, co jest na zewnątrz. Wszyscy mamy swoje „kody źródłowe”, wynikające z osobistej historii przekonania, nawyki, schematy, ale pozostają one w ukryciu, widzimy tylko samo zachowanie. Dopiero pogłębienie świadomości – to może być praca własna, niekoniecznie terapia – może pomóc lepiej zrozumieć siebie i podjąć pracę nad zmianą swojego zachowania. Wyobrażam sobie kogoś, kto ma już dość napięcia związanego z lękiem i myśli sobie: „Odpuszczam. Zarażę się i będę to już miał za sobą”. Lęk może być złym doradcą? Jednym z zachowań redukujących lęk może być nadmierna konfrontacja, wskakiwanie na główkę. Osoba, która się boi może wyglądać, jak ktoś bardzo odważny, bo dzięki tej odwadze uzyska rozstrzygnięcie niepewnej sytuacji, wreszcie wypadnie orzeł lub reszka. To pokazuje jak złożonym zjawiskiem jest akt zachowań prozdrowotnych czy antyzdrowotnych. Ale przecież nie jesteśmy sami na świecie. Justyna Bargielska, poetka, pisarka wyznała niedawno na facebooku: „Wydaje mi się, że ta pandemia jest wielokierunkowym eksperymentem społecznym, ja np. biorę udział w tej części na solidarność”. Lęk nie pozwala na solidarność? Różne życiowe schematy, czy emocje, czy problematyczne myśli potrafią zawężać nasze doświadczanie do bardzo wąskich perspektyw. Bardzo często oznacza to branie pod uwagę tylko swojego „ja”, albo przeciwnie, zupełne ignorowanie swojego „ja”. Tak się dzieje na przykład wtedy, gdy ktoś czuje silny lęk, którego nie umie dobrze obsłużyć, albo gdy ktoś wyniósł z domu różne niepomocne rzeczy. Takie osoby skupione są tylko na tym, co się dzieje centralnie przed ich własnym nosem, w ich własnym ciele. A jeśli myślą o przyszłości, to w kategoriach katastrofy, bo po to jest lęk, żeby nas ostrzegać. Podkreśla pani wagę społecznych komunikatów, które mówią, że ta epidemia jest okazją do zadania sobie pytań: „Kim ja właściwie jestem?”, „Kim jestem w obliczu zagrożenia?”, „Kim jestem w obliczu innych ludzi?” Badanie, które przeprowadziliśmy właśnie w kilkudziesięciu krajach na grupie ponad 9,5 tys. osób pokazało, że jednym z najsilniejszych czynników, które decydują o dobrym radzeniu sobie w sytuacji kwarantanny, czy innych ograniczeń związanych z pandemią, jest wsparcie społeczne. Chodzi o wymianę, wsparcie dla mnie i moje wspieranie innych, o silne więzi, autentyczną relację, w której możemy się dzielić swoimi lękami. O jakiś rodzaj solidarności, empatii, troski. Pandemia jest okazją do tego, by w pewnym sensie przekroczyć samego siebie i zobaczyć, czy w sytuacji cierpienia może się narodzić jakaś wartość. Cierpienia? Solidarność społeczna, której przejawem może być np. szczególne zatroszczenie się o kogoś może być bardzo przyjemna, jeśli pomagamy komuś, kto jest za to wdzięczny, ale może się też wiązać z tym, że wyjdziemy na głupka. Na przykład: staramy się być solidarni, troszczyć się o innych, więc w tłumie zakładamy maseczkę. Ale większość osób w tym tłumie nie ma maseczki albo ma ją zawieszoną na uchu. Co to oznacza? Że w chęć do okazania troski wpisana jest konieczność zrobienia miejsca na różne niewygodne myśli i emocje, trzeba być gotowym na trudności, na ból psychiczny. Znaleźliśmy się w sytuacji, w której możemy być pewni siebie, nie wychodzić na głupka, nie dawać się temu rządowi, ignorować wirusa i cieszyć się tym, jacy to jesteśmy mądrzy albo możemy w imię czegoś ważnego myć ręce, dystansować się społecznie, zwracać uwagę tym, którzy nie przestrzegają zasad epidemicznych i jeszcze dzięki maseczce nierówno się opalić. To jest ważna kwestia. Jako ludzie potrzebujemy sensu, ale te sensy mogą być różne. Dla jednych jest to solidarność, dla innych własna wygoda. Im gorzej radzimy sobie z emocjami, im mniej jest w nas zgody na to, żeby czasem trochę nie pasować, żeby odważnie stawić czoła temu, że ktoś inny może się na nas dziwnie patrzeć, innymi słowy – im mniejsza jest nasza pojemność psychiczna, tym mniej szans na to, że to my będziemy mogli sami wybrać, jacy będziemy (w psychoterapii nazywamy to elastycznością psychologiczną). Bez rozwiniętej elastyczności psychologicznej, nasze emocje, nasze myśli, nasze schematy wybiorą za nas. Czy jest jakaś w miarę prosta instrukcja, jak radzić sobie z lękiem? Mamy w Polsce problem z dobrym dbaniem o siebie. Częścią troszczenia się o siebie jest dbanie o bliskie, autentyczne, wspierające relacje społeczne. Przychodzi do mnie wiele osób, które cierpią na różne postacie lęku (postaci lęku jest bardzo dużo). Zawsze pytam: „Czy ktoś jeszcze wie, że masz ataki paniki?” albo natrętne myśli, albo że się martwisz, albo, że przypominają ci się ciągle jakieś sceny z przeszłości? Bardzo często odpowiedź brzmi: „Nie”. Nie tylko cierpimy, ale też cierpimy samotnie. W naszym ciele są obwody, które włączają się, kiedy jesteśmy w bezpiecznym środowisku, wśród ludzi, którzy są gotowi okazać nam wsparcie i zrozumienie. Nerw błędny przewodzi do mózgu informacje stymulujące kojenie i hamujące ośrodki odpowiedzialne za reakcje związane z poczuciem zagrożenia. Są także inne biologiczne aspekty bezpiecznego środowiska. Osoby, które śpią w towarzystwie osób, które im dobrze życzą albo w ogóle z kimś bliskim lepiej się wysypiają. W trakcie snu mają mniej mikrowybudzeń charakterystycznych dla osób śpiących samotnie lub w niesprzyjających warunkach. To pomagało naszym przodkom chronić się w razie ataku, ale skutkuje płytszym snem. Bardziej regenerujący sen umożliwia lepsze radzenie sobie z lękiem za dnia. Tak bym odpowiedział na pytanie, jak się regenerować, jak sobie robić psychiczne spa. Stworzenie bliskiej relacji, w której możemy bezpiecznie dzielić się swoimi najbardziej autentycznymi własnymi przeżyciami jest bardzo pomocne, ponieważ jako zwierzęta społeczne, jesteśmy tak zbudowani, aby dobrze reagować na zażyłe i bezpieczne więzi. A jeżeli widzimy, że wszystko nam leci z rąk, to cenne może się okazać skorzystanie z pomocy specjalisty od zdrowia psychicznego, czyli kogoś, kto podchodzi do kwestii radzenia sobie z lękiem jak do jazdy na rowerze. Bo to jest coś, czego można się nauczyć. W trakcie terapii zdobywa się umiejętności, które pomagają przekroczyć różne schematy życiowe i dzięki którym można sobie lepiej radzić z silnymi emocjami tak, abyśmy to my mogli wybierać postawę, którą przyjmiemy wobec tego, czego nie wybraliśmy, czyli pandemii, a nie, żebyśmy byli na łasce żywiołów wewnętrznych i zewnętrznych. Czy radą na natrętne myśli, które przedstawiają przyszłość w czarnych barwach może być próba zastąpienia ich myślami pozytywnymi? Badania pokazują, że w kontekście silnego lęku, czy silnego unikania kreowanie własnych myśli po to, żeby zastąpiły one inne może prowadzić do nasilenia tych myśli, których mieć nie chcemy. Może wręcz dojść do efektu odbicia. Osoby, które dręczą natrętne myśli doświadczają często tego, że ich umysł „skanuje” otoczenie: „Nie chcę myśleć o tym, że mogę się zarazić. O czym mógłbym myśleć zamiast tego? Jaka jest inna najbliższa myśl? To myśl o… epidemii”. Tak się można kręcić w kółko na jeden temat. Więc wydawać by się mogło, że zastąpienie jednej myśli przez drugą to najlepsze rozwiązanie, ale tak nie jest. Dużo bezpieczniej jest pozwolić myślom płynąć bez reagowania na nie, bez tworzenia jakichś nowych myśli, bo to daje stabilną podstawę do tego by spróbować poszerzyć swoją perspektywę. Możemy wtedy spojrzeć na sytuację pod różnymi kątami. Jedna, wąska perspektywa, zwłaszcza jeszcze kiedy ma ona katastroficzny charakter i wiąże się z wieloma zmartwieniami i tworzeniem wielu złych scenariuszy, nasz organizm traktuje jako komunikat: „Przed nami katastrofa, więc będę się bardzo bał, żebyś nie zapomniał, że żyjesz w zagrażającym Ci środowisku”. To może zamienić lęk ostry w lęk przewlekły. Poszerzenie perspektywy, zadanie sobie pytań o to kim chcę być, czego potrzebuję, czego potrzebują inni, czy akceptuję to, że będę się czuł dziwnie, często myjąc ręce i nosząc maseczkę wśród ludzi, którzy tego nie robią sprawia, że mamy większe psychiczne menu. W ramach takiego szerszego menu łatwiej jest zachować stabilność, pewien rodzaj spokoju, który nie jest ignorowaniem zagrożenia, ale który mówi: „Mogę polegać na sobie. Mogę polegać na innych. Dbam o to, nad czym mam kontrolę. W obecności moich myśli, emocji i wrażeń z ciała mogę dokonywać wyborów zgodnych ze sobą, moim sensem, wartościami.” Na pytanie o zdrowe podejście, odpowiadam więc: nie ignoruj niepokojących myśli, pomartw się troszeczkę, a potem skup na tym, na co możesz mieć wpływ i pozwól dziać się rzeczom, które są poza Twoją kontrolą. Rozmawiała Ewa Stanek-Misiąg Bartosz Kleszcz. Fot. Arch. własneBartosz Kleszcz – psycholog, psychoterapeuta. Prowadzi terapię akceptacji i zaangażowania, ACT (Acceptance and Commitment Therapy).
Jak pracujesz seksualnie, to boisz się, że cię rodzice wyrzucą z domu albo przestaną odbierać telefon" - Słyszałam historię dziewczyny, którą sąsiad zobaczył w rozbieranym magazynie. Porobił ksero i rozwiesił po całej miejscowości - mówi Karolina Rogaska, autorka książki "Bez wstydu.
Yo, aha, wszystko albo nic, wiesz Wszystko albo nic, wszystko albo nic, wiesz Wszystko albo nic, ej, wszystko albo nic, wiesz Ursynów, zobacz, to jest to Tu masz wszystko albo nic Zobacz, yo, yo, aha, patrz To co w zasięgu ręki biorę W oceanie bloków tonę Rzeczywistość jak treningowy worek mówisz, że mam jazdy chore, yo Mówię - odbij, olej, mówię - podbij, co jest? Pierdolę na hip-hop modę A ty go chcesz zamienić na lepszy model Ja to tak robię, co wieczór piszę nową odę Przy tym Whisky z lodem, a ty plujesz sobie w brodę Twój sufit traktuję jak podłogę Mój rap, wasz ruch bioder To podwórko, wiesz, ten syf To podwórko, wiesz, ten beef Ten bit tętni, ten hit klęknij Wiadomo, że jesteśmy zdrowi i piękni Coś cię męczy, masz do nas jakieś ale? My jak pięści, ty sam jak palec I dalej do przodu, powoli Wszystko albo nic w garści, co się boisz? Jeden goni na podwórku płyty, drugi gówno Każdy chce mieć ten hajs, ale jest trudno Jeden zarabia na szczęściu, drugi na głodzie Dzieciaków, które co noc są w innym samochodzie Nie tłumacz gdzie duma, każdy musi żyć A jak? jego sprawa, wszystko albo nic Wszystko albo nic, tu chce się być, tu chce się żyć Wszystko albo nic, mów prawdę albo milcz, yo Wszystko albo nic, tu chce się być, tu chce się żyć Wszystko albo nic, bierz co twoje i przed siebie idź Wszystko albo nic, tu chce się być, tu chce się żyć Wszystko albo nic, mów prawdę albo milcz, yo Wszystko albo nic, tu chce się być, tu chce się żyć Wszystko albo nic, bierz co twoje i przed siebie idź Tu możesz być kimś albo nikim Tu tworzę rap, nagrywamy klipy Zawistne cipy patrzą się spod oka Zazdroszczą tekstów, ciuchów, też mieszkamy w blokach A że mamy więcej niż oni, tylko nasza sprawka Najpierw kartka, później studio, później ławka To była zajawka, która żyje we mnie nadal Wysoka stawka, spierdolić nie wypada I długo grałem o to imię, dbałem o to imię Wszystko dałem za to imię - Onar, tym żyję Widzę, żyjesz, problemy, słyszę skargi To jest ciężar, którego boisz się wziąć na barki Twoje wargi? nic nie mogę z nich wyczytać Moje kartki, moja osoba kontra krytyka Gdzie żeś to wyczytał, gdzie żeś to znalazł To już piąta płyta, jaki kurwa maras Jeśli chodzi o mnie jest wręcz odwrotnie Wszystko albo nic, wiesz? swego dopnę Wszystko albo nic, tu chce się być, tu chce się żyć Wszystko albo nic, mów prawdę albo milcz, yo Wszystko albo nic, tu chce się być, tu chce się żyć Wszystko albo nic, bierz co twoje i przed siebie idź Wszystko albo nic, tu chce się być, tu chce się żyć Wszystko albo nic, mów prawdę albo milcz, yo Wszystko albo nic, tu chce się być, tu chce się żyć Wszystko albo nic, bierz co twoje i przed siebie idź Zauważałem jak podnosi się mój brzuch, kiedy robię wdech, a następnie jak opada przy wydechu. Pomocne okazały się ćwiczenia zaproponowane przez Francsa Jalicsa w książce „Kontemplacja”. Przychodzą kobiety i mężczyźni i mówią:„Ona mnie ogranicza”„On mi nie pozwala”„On zabiera moją wolność”I tak dalej… Zadam Ci takie pytanie:Na jakim etapie życia dokonałaś/eś samoaresztowania? I co ważniejsze dlaczego?Takie mechanizmy: Nie wolno Ci!, Nie możesz!, Co inni pomyślą? Co ludzie powiedzą?Odpowiem: Powiedzą co będą nie masz już dość samoograniczania siebie?Czy nie jesteś zmęczona byciem 'przykładem’ w społeczeństwie? Ile takich przykładnych ludzi znam, którzy czują pustkę w środku…Czy nie wystarczy Ci życia oczekiwaniami rodzinny, społeczeństwa, może Babci, która już odeszła, ale której nie podobałoby się, że przestałaś chodzić do Kościoła, bo już ‘nie rezonuje’ a wiesz, że Bóg jest w Tobie…Czy rodzic, którego tak naprawdę się wewnętrznie boisz sam zawalczył o siebie i swoje szczęście? Czy żył jak chciał?Czy mama sama miała wybór?Czy tata był szczęśliwy?Czy wiesz, że w parze z wolnością zawsze idzie odpowiedzialność, a najważniejsza odpowiedzialność jaką mamy to odpowiedzialność za własne życie i szczęście. Pokazując takie życie przekazujesz wzorzec dalej – swoim dzieciom. Czy pamiętasz dzień, w którym pierwszy raz dokonałaś samoaresztowania od wolności do bycia sobą? Może ktoś postraszył Cię stratą: Nie będą Cię lubić albo ‘Tacie to by się nie spodobało’.Twoi rodzice i przodkowie mieli szanse przeżyć życie tak jak chcieli lub czasami mogli nie mieć wyboru. Szanujesz ich życie – dając wybór koszt płacisz za życie nieswoim życiem? Może boli ciało od napięcia w pracy, której nie znosisz? Może poczucie winy, bo wiesz, że dajesz dziecku niewspierający wzorzec: kobiety, matki czy żony. Może boli Dusza albo płacisz depresją, bo już nie wytrzymujesz fałszu i nie taki był plan na to lubisz swoją pracę?Czy jesteś szczęśliwa/y w relacji?Czy zarabiasz pieniądze na życie jakiego chcesz?Czy cieszysz się życiem czy przetrwaniem?Wybacz sobie i działaj z w zgodzie z żyjesz albo się możesz. Zapraszam na wyzwanie ‘ Tu zaczynam się JA’. Do zobaczenia!Dorota …………………………………………………………….Możliwości pracy ze mną:• Trwa nabór na drugą edycję ‘Integracja Świadomości®’, gdzie uczę ponad 20 technik pracy w terapii i coachingu – kurs dla terapeutów i osób rozwijających swoją Świadomość. Na pierwszej edycji uczy się ponad 50 osób i lubi to… Nie jest lekko bo mega praktycznie i ćwiczeniowo, ale jest warto. To nie jest kurs, gdzie przychodzisz posłuchać – to jest kurs gdzie przychodzisz się nauczyć. • Zapraszam na autorski warsztat Integracja Świadomości®, gdzie spotkamy się online na żywo 5 czerwca 2021 r. i będziemy transformować blokady przy pomocy ustawień systemowych– technik transformacji emocji– technik coachingu transformatywnego– pracy wglądową z aspektami osobowości i rodem • Warsztaty online Polecam szczególnie warsztat ‘Przyjmuję mamę’ – bez tego przyjęcia zawsze w życiu czegoś będzie Ci brakowało. Akceptując rodzica – akceptujesz siebie i swoje życie.
A ja wiem czego się boisz. And I know what you're afraid of. Wiem też, czego się boisz. And I know what you're afraid of. Jeśli chcesz, żeby te halucynacje odeszły, musisz odkryć, czego się boisz. You want these hallucinations to go away, you need to figure out what you're afraid of. Albo być może, to jest to czego się boisz.
Być może żyjesz w toksycznej relacji i coś, czego nie potrafisz nazwać, powstrzymuje cię przed zerwaniem. Oto 12. najczęstszych powodów, które podświadomie sprawiają, że nie potrafimy odjeść. Pamiętaj jednak, że jeśli poczujesz, że któraś z opisanych sytuacji bardzo do ciebie psuje, nie oznacza to, że natychmiast masz pakować walizki i kończyć ten związek. Najprawdopodobniej potrzebujesz po prostu: zmiany, szczerej rozmowy lub terapii. Warto jednak wiedzieć, dlaczego pozostajemy w związku, mimo że czujemy się głęboko nieszczęśliwe. Wiedza to pierwszy krok do poradzenia sobie z toksyczną sytuacją. 1. Boisz się zostać sama Zakładasz, że lepiej być z kimkolwiek, niż ze sobą samą. To paradoks, bo przecież i tak w toksycznej relacji czujesz się samotna, kiedy nikt nie liczy się z twoimi potrzebami i nie dba o to, by otaczać cię opieką. 2. W toksycznej relacji jesteś uzależniona od haju Ten haj, kiedy w waszym związku jest wyjątkowo i ekscytująco, sprawia, że wytrzymujesz momenty lub tygodnie, kiedy jest naprawdę źle. Co może być dołkiem? Na przykład emocjonalna niedostępność partnera, jego przemoc, nawrót choroby alkoholowej… Jednak obietnica, że za chwilę znowu będzie cudownie, sprawia, że przetrzymujesz kryzys, by za chwilę znów cieszyć się hajem. To może poniekąd uzależniać, ale też bardzo wyczerpuje. 3. Boisz się inwestować od nowa Ilość energii, pieniędzy i pracy, jaką już włożyłaś w ten związek przytłacza cię albo czujesz strach przez zaczynaniem wszystkiego od nowa z kimś innym. To naturalne, że obliczasz „utopione koszty”. Ale przecież nie powinny cię one blokować przed poszukiwaniem prawdziwego szczęścia. 4. Twoja wartość zleży od faceta Być żoną – jest bezpiecznie. Być żoną majętnego faceta – jeszcze lepiej. A być kobietą partnera szanowanego w towarzystwie – wprost cudownie. Ale to przecież nie wszystko! Zastanów się, czy przypadkiem nie jesteś dziś nadmiernie przywiązana do statusu społecznego i jednocześnie nie jesteś w stanie podejmować decyzji, zgodnych z twoimi wartościami i najlepszymi interesami. Może od lata zastawiasz się, czy nie byłoby dobrze już wrócić do pracy? Albo od miesięcy myślisz nad tym, czy nie spełniłabyś się jako matka? Być może trzymasz się wygody i fantazji na temat swojego związku kosztem samej siebie. 5. Wierzysz, że związki są trudne Tak, to prawda – każda relacja ma swoje trudne momenty. Ale dobry związek to nie jest coś, co wymaga od ciebie jakiś niesamowitych poświeceń, rezygnacji z własnych ważnych potrzeb, nieustannej pracy nad sobą ku zadowoleniu drugiej osoby. To nie może zamienić się w jakiś znój, wieczny niepokój. Miłość nie może być powodem zagubienia prawdziwego JA. Powinna ci zdecydowanie dodawać siły. Zobacz także: Nie bój się kochać. Otwieraj się na miłość, bez względu na to ile razy byłaś skrzywdzona czy odrzucona 6. Boisz się szukać mniejszych komplikacji Jeśli na wczesnym etapie życia nauczyłaś się kojarzyć miłość z konfliktem, zmiennością lub niekonsekwencją, być może część ciebie podświadomie trzyma się nadziei, że w dorosłym życiu wygrasz z tym. Znajdujesz sobie partnera, który zapewnia ci rollercoaster. Czasem cierpisz, ale nie zmierzasz go porzucić, bo to skonfrontowałoby cię z realnością, która polega na tym, że lepiej dla ciebie by było poszukać kogoś mniej skomplikowanego emocjonalnie. To jednak wywołuje w tobie opór, ponieważ przywykłaś w dzieciństwie do toksycznych relacji. 7. Liczysz na potencjał partnera? To toksyczna relacja On nadużywa alkoholu, ale jest inteligentny. Czasem bije cię, ale potrafi też być czuły. Nie zauważa twoich potrzeb, ale dużo zarabia…. Można wymieniać bez końca. Trzymanie się nadziei, że osoba, z którą związałaś się, kiedyś zmieni się i wykorzysta swój najlepszy potencjał jest receptą na rozczarowanie. Jesteś głodna, ale karmisz się okruchami. Mamy złą wiadomość – tak będzie bez końca, jeśli czegoś sama nie zmienisz. POLECAMY RÓWNIEŻ: 9 ważnych różnic między związkiem zdrowym, a toksycznym 8. Nie wiesz, kim jesteś poza związkiem Jeśli przez lata rezygnowałaś ze swoich potrzeb i naginałaś się do tego, czego oczekiwał partner, mogłaś doprowadzić do sytuacji, że teraz nie masz już bladego pojęcia, kim tak naprawdę jesteś. A w konsekwencji nie widzisz żadnych perspektyw dla siebie poza tą relacją. Jak miałoby wyglądać twoje życie jako singla? Jeśli brakuje cie pomysłu, by wszystko urządzić tak, by było ci dobrze, powinnaś popracować nad poczuciem własnej wartości. 9. W toksycznej relacji bierzesz winę na siebie Za wszystko dosłownie! Jeśli twój partner utwierdza cię w przekonaniu, że do niczego się nie nadajesz, że jesteś życiową niedorajdą, a ty już kiedyś słyszałaś takie słowa, nic dziwnego, że wierzysz w to. W konsekwencji możesz obwiniać siebie za wszystko, co dzieje się w waszym związku. Pewnie jesteś przekonana, że to ty jesteś niewystarczająca i dlatego stałaś się problemem, by wasza relacja mogła przebiegać bez komplikacji. 10. Starasz się zasłużyć na miłość Jeśli w dzieciństwie twoje ważne potrzeby były zaniedbywane przez rodziców lub opiekunów, dziś możesz podobnie jak kiedyś starać się „zapracować” lub „walczyć” o miłość, uwagę i czułość partnera. Uznajesz taką formę relacji za normalną i trudno się temu jednak dziwić, niczego innego nie znasz. Taki związek wydaje ci się bezpieczny, bo znajomy. Powtarzasz coś, co widziałaś u swoich rodziców i wchodzisz w znany ci schemat. 11. Jesteś uzależniona od ratowania Jeśli dorastałeś w domu, w którym były liczne konflikty i nieprzewidywalność, a szczególnie – jeśli patrzyłaś, że któreś z rodziców weszło w rolę ratownika dla drugiego, to teraz możesz pełnić rolę rozjemcy i opiekuna w swojej dorosłej rodzinie. Najgorzej, że wszystko dzieje się kosztem ciebie. 12. Mylisz chemię z ideałem Kiedy na początku pojawia się silna chemia, możesz mieć wrażenie, że pasujecie do siebie idealnie i że w końcu znalazłaś „drugą połówkę”. Na tym etapie łatwo nie zauważyć „znaków ostrzegawczych”. A jeśli jesteś przywiązana do swojej fantazji o idealnej miłości, która nie ma nic wspólnego z byciem z realną osobą, to porzucenie tego marzenia oznacza, że musiałabyś przyznać, że uwierzyłaś w blagę. Być może więc wolisz oszukiwać siebie dalej? Zobacz także: Każdy z nich był „jednorazówką”. Kontakt tylko do pierwszego seksu, później koniec. Nie chciałam się w nic angażować

Czuł ulgę, że premier zajmował się formalnościami, że Murong Li wyjechał, że Luo Min raczej zrobi wszystko, by nie wchodzić mu w drogę. Wątpił, czy byłby w stanie wyjść teraz z komnat i zajmować się czymkolwiek konstruktywnym. I przypuszczał, że tym razem to wyjątkowo nie było lenistwo.

Nie bój się upadków, bo ziemia zawsze złapie Cię w swoje ramiona. Bądź dobrze w niej zakorzeniona, ale nie zapominaj, że głowa powinna być w chmurachkto potrafi coś zostawić. Ten spokój jest siłą bez emocji, skupioną gotowością na to, co nadejdzie i na chwilę obecnąstąd rodzi się mądrość - Z ciszy i umiejętności obserwowania i słuchania… Bądźmy czujni i uważni. W ten sposób nie trzeba szukać świata, on sam złoży ci się u korzeniami sięgająca hawajskiego szamanizmu zwana Huną. Czerpie ona z ezoterycznej wiedzy Kahunów. Mamy to cudowne szczęście, że dziś każdy ma do niej dostępPorozmawiaj ze swoją duszą i działaj- nie ciężej a mądrzej, nie w pędzie a ze zajrzysz w swoje wnętrze, szybko odkryjesz, że pod każdym "muszę" żyje nieuświadomiony wybór, nieuświadomiony system wartości, który w sposób nieuświadomiony CHCESZ praktykowanie wystarczalności. Wystarczalność nie jest czymś zawieszonym między nadmiarem i wpisane w nasze biologiczne samego urodzenia potrzebuje więzi, by móc się rozwijać emocjonalnie,fizycznie,duchowo i intelektualnieOdwaga Wrażliwość Poczucie Więzi
Lyrics: Powiedz czego się naprawdę boisz / Nie oszukuj bo wiem, że tak / Nie oszukuj bo każdy ma / Coś co powoduje w bani strach / Powiedz czego się naprawdę boisz / Cię rozumiem, jestem.
Dziś o 5:00 w Las Vegas zostało rozegrane towarzyskie spotkanie pomiędzy Realem Madryt i FC Barceloną, w którym Robert Lewandowski zaliczył debiut w barwach Dumy Katalonii. Mecz ostatecznie zakończył się skromnym zwycięstwem 1:0 La Blaugrany. Ciekawym zbiegiem okoliczności jest to, że dokładnie 22 lata temu wydarzyła się rzecz, która wstrząsnęła piłkarskim światem: Luis Figo został zaprezentowany jako zawodnik Realu Madryt i tym samym uznany za największego zdrajcę w historii futbolu. Akcja, którą Sergio Ramos odwalił w ubiegłym roku to pikuś przy numerze, który wyciął kibicom Barcelony Potyugalczyk. O tym jak do tego doszło przeczytacie poniżej. 1995: Bądź najjaśniejszą gwiazdą złotej generacji portugalskiej piłki i podpisz kontrakty z dwoma włoskimi klubami na raz (Juventus Turyn i AC Parma). Dostań dwuletniego bana na grę w Serie A i ostatecznie idź do Barcelony. 1997: Zostań kapitanem drużyny. Brzmi dumnie. 1998: Po zdobyciu dubletu (mistrzostwo i Puchar Króla) przemaluj włosy na barwy klubowe i podczas fetowania sukcesów inkantuj piosenkę dzieciach płaczących w Madrycie, które muszą pokłonić się mistrzom (Madrid cabron, saluda campeon). Na każdym kroku podkreślaj swoje przywiązanie do klubu i niechęć do jego arcywroga, Realu Madryt. 2000: W klubie zamieszanie: po 22 latach dotychczasowy prezes Josep Lluis Nunez podaje się do dymisji. Ty zarabiasz marne 2,5 mln $ za sezon (ponoć jedna z niższych stawek w klubie), chociaż jesteś jednym z najlepszych skrzydłowych Starego Kontynentu i piłkarskim bogiem dla fanów La Blaugrany, więc chcesz podwyżkę, ale jesteś zbywany przez wszystkich. I wtedy pojawia się on, Florentino Perez, niegdyś madrycki radny i polityk, obecnie magnat branży budowlanej i piłkarski no-name, który chce zostać prezesem Realu Madryt. Nie mniej jesteś po wyczerpującym EURO i nie masz czasu na pierdoły, więc jedziesz na wakacje, a wszystkim ma zająć się twój agent, José Veiga. Akcja nabiera tempa: 1 lipca: Twój agent podpisuje cyrograf. Oto jego warunki: od ręki dostajesz 400 mln peset (1,6 mln £, 1,7 mln €, 2 mln $), jeśli Perez zostanie prezesem Realu podpiszesz kontrakt z Madryckim 6-letni klubem i podwyżkę (5-6 mln $ za sezon), jeśli Perez zostanie prezesem Realu i nie będzie chciał cię na Santiago Bernabeu dostaniesz 25 mln $ odszkodowania, jeśli Perez zostanie prezesem Realu i nie podpiszesz kontraktu z "Królewskimi" musisz zapłacić karę 5 mld peset (19 mln £, 28 mln $, 30 mln €). 5 lipca: W prasie pojawia się obietnica wyborcza Floro, że zostaniesz piłkarzem Realu albo Perez zafunduje socios "Królewskich" darmowe karnety cały następny sezon. Obecnie panujący prezes Realu, Lorenzo Sanz śmieszkuje, że następną obietnicą Floro będzie Claudia Schiffer. Ale stało się to, czego można było się spodziewać − szambo wybiło − w stolicy Katalonii szok i niedowierzanie. 9 lipca: za pośrednictwem katalońskiego dziennika Sport wszystkiemu zaprzeczasz: Chcę uspokoić kibiców Barcelony, których zawsze darzyłem i będę darzyć wielką sympatią. Chcę zapewnić fanów Barcelony, że Luis Figo, z całą pewnością pojawi się na Camp Nou 24 lipca, aby rozpocząć nowy sezon. Nie podpisałem wstępnej umowy z kandydatem na prezesa Realu Madryt. Nie. Nie jestem aż tak szalony, aby zrobić coś takiego. 16 lipca: Wybory w Madrycie. Niespodziewanie wygrywa Florentino Perez i zostaje prezesem Realu Madryt. Houston mamy problem! 23 lipca: Wybory w Barcelonie. Wygrywa Joan Gaspart i zostaje prezesem FC Barcelony. Chyba będzie trzeba z nim pogadać po męsku... 24 lipca: Zostajesz zaprezentowanym jako zawodnik Realu i najdroższy piłkarz w historii futbolu (10 mld peset, 38 mln £, 56 mln $, 60 mln €), Po cichu dukasz coś pod nosem, że cieszysz się z dołączenia do nowego klubu i inne kurtuazyjne farmazony. W stolicy Katalonii szok i niedowierzanie ustępuje miejsca dzikiej wściekłości. *** Przejście Figo z Barcy do Realu było czymś niewyobrażalnym. To jakby prezes partii rządzącej zmienił płeć i poślubił swego kota albo fanatyk Warhammera wyrzucił wszystkie "młotkowe" pody i zadeklarował, że od teraz będzie grał tylko w najlepszą grę erpgie świata − D&D. Prasa komentując twój transfer podkreśla, że reprezentowałeś resztki godności i romantyzmu, który pozostał w futbolu i padłeś ostatnią ofiarą piłkarskiej zachłanności lub że musiałeś się nauczyć od innych zawodników i agentów, że świat, w którym żyjesz pozwala szukać zysków, gardząc wartościami i moralnością. Kibice Barcelony byli mniej powściągliwi: zdrajca, Judasz, sprzedawczyk, kłamca to najbardziej cywilizowane epitety, które padają pod twoim adresem. *** Październik 2000: Wracasz na stare śmieci, by rozegrać ligowe El Clasico. W jednej z katalońskich gazet pojawia się twoja morda na plakacie przedstawiającym banknot o nominale 10 mld peset. Za każdym razem gdy jesteś przy piłce towarzyszą ci niemiłosierne gwizdy, a z trybun lecą puszki po piwie, zapalniczki i inne śmieci, więc boisz się wykonywać kornery. Hałas jak przy starcie Boeinga. Barca wygrywa 2:0, a ty dostajesz żółtą kartkę. Listopad 2002: Kolejne twoje El Clasico na Camp Nou. Tym razem zbierasz się na odwagę i podchodzisz do rożnych, ale atmosfera jest równie gorąca jak poprzednio. W pewnym momencie arbiter musi przerwać spotkanie, a w narożniku boiska pojawia się świński łeb. Ale tym razem poszło lepiej – bezbramkowy padł bezbramkowy remis. *** Barca źle zainwestowała uzyskane pieniądze. Zawodnicy sprowadzeni na miejsce portugalskiego skrzydłowego, delikatnie mówiąc, zawiedli i klub zaliczył kilka bolesnych wpadek. Ostatecznie Gaspart w 2003 roku podał się do dymisji i dopiero Joan Laporta (nowy prezes), Frank Rijkaard (nowy trener) i Ronaldinho (nowa gwiazda) zdołali postawić klub na nogi *** Nienawiść do Figo wśród kibiców Barcy jest żywa do dziś. W 2015 roku Portugalczyk miał zagrać w meczu legend Barcelony i Juventusu zaplanowanym przed finałem Ligi Mistrzów, jednak ostatecznie, wobec sprzeciwu katalońskiego klubu, anulowano jego zaproszenie. Natomiast podczas ubiegłorocznego El Clascio weteranów Realu i Barcy, który został zorganizowany w Izraelu nadal było słychać gwizdy fanów La Blaugrany gdy był przy piłce. *** Ponoć Figo rozpaczliwie chciał pozostać w stolicy Katalonii i wręcz błagał nowego sternika La Blaugrany o pomoc. Jednak świeżo upieczony prezes Barcy za nic w świecie nie zamierzał wykładać na to klubowych pieniędzy. Plan był taki, żeby sprawę umowy wstępnej skierować do sądu, bo miała być ona obarczona nieskutecznością (taka umowa warunkowa miała być niezgodna z prawem), ale koszty sprawy i ewentualnego odszkodowania dla Pereza (które pewnie byłoby znacznie niższe niż wynikałoby to z umowy) Portugalczyk miał pokryć z własnej kieszeni, na co piłkarz nie chciał się zgodzić. Z kolei sam zawodnik po latach stanowczo zaprzeczył, że coś takiego miało miejsce, a decyzję o przeprowadzce do Madrytu podjął samodzielnie i było ona motywowana poczuciem niedoceniania przez działaczy Barcelony ($$$). Ponadto podkreślał, że nie podpisywał żadnej umowy wstępnej z Perezem i jak już to było porozumienie pomiędzy jego agentem (działającym bez jego pisemnej zgody) i Floro. W każdym razie nie żałował tego ruchu, chociaż zupełnie zmienił jego dotychczasowe życie. *** Szanse na wygranie wyborów przez Florentino Pereza wydawały się znikome. Jego rywal, Lorenzo Sanz, który został sternikiem w 1995 roku klubu, zbudował zespół, który po 32 latach (1966-1998) w końcu zdołał sięgnąć po Puchar Europy (wygrać Ligę Mistrzów) i powtórzyć ten sukces dwa lata później. Zresztą do wyborów nie musiało wcale dojść latem 2000 roku, ponieważ jego mandat był ważny do października 2001 roku. Ale widocznie Sanz chciał wykorzystać triumf w Lidze Mistrzów do łatwego przedłużenia swojego panowania i możliwości celebrowania setnych urodzin klubu (2002) w roli prezesa. A wyszło mu jak pewnej partii przedterminowe wybory parlamentarne w 2007 roku. *** Florentino Perez mimo tego, że miał niewiele czasu na prowadzenie kampanii (decyzja o przyspieszonych wyborach zapadła tuż po wygranym finale LM, pod koniec maja), ale rozegrał ją po mistrzowsku − celnie punktował takie kwestie jak nieudolność zarządu i rosnące zadłużenie klubu, wykorzystał też zamieszanie w stolicy Katalonii i niezadowolenie Figo z warunków kontraktu, a także marzenia kibiców chcących za jednym zamachem pozyskać gwiazdę i upokorzyć odwiecznego rywala. Poza tym Lorenzo Sanz był zbyt pewny siebie i nie docenił jego możliwości. *** Jak na ironię losu pomogło mu to, że nie był powiązany z futbolowym światkiem, co pozwoliło mu na negocjowanie bez żadnych konsekwencji z otoczeniem Figo, jego agentem Jose Veigą i dobrym znajomym Paulo Futre. W standardowej sytuacji klub żeby ściągnąć piłkarza musi dogadać się z jego pracodawcą i agentem. W niektórych ligach w kontraktach zawodników umieszcza się tzw. klauzulę odstępnego, tj. kwotę, którą należy zapłacić za kartę zawodniczą bez prowadzenia jakichkolwiek rozmów z jego klubem (z tego co kojarzę w Hiszpanii jest to obligatoryjne). Natomiast prowadzenie negocjacji z innym klubem podczas obowiązywania kontraktu nie jest dozwolone (wyjątkiem są zawodnicy, którzy mają na to zgodę od swojego klubu lub ich umowa niebawem wygaśnie). *** Parę dni po zaprezentowaniu Figo Perez pozbył się ulubieńca kibiców Fernando Redondo, który popierał Sanza (co ciekawe w klubie ostał się Michel Salgado, który dopiero co ożenił się z córką poprzedniego prezesa) zaczął budować galaktyczną drużynę ściągając kolejne gwiazdy: Zinedine Zidane'a (2001), Ronaldo Nazario (2002), Davida Beckhama (2003), Michaela Owena (2004), Robinho (2005). Niemniej mimo ogromnego sukcesu finansowego i marketingowego, nie poszły za tym oczekiwane sukcesy sportowe. Z każdym rokiem gwiazdy stawały się coraz bardziej rozkapryszone, co przekładało się coraz słabsze wyniki. Ostatecznie w lutym 2006 r. Florentino Perez podał się do dymisji. Ale wyciągnął właściwe wnioski i wrócił na Santiago Bernabeu trzy lata później, by przywrócić blask klubowi. *** Figo nie wypełnił swojego kontraktu z Realem do końca − klub w 2005 roku rozwiązał z nim umowę i Portugalczyk odszedł za darmo do Interu Mediolan, z którym udało się mu wywalczyć sporo trofeów. Niemniej gdyby poczekał rok z zakończeniem kariery, wówczas mógłby dopisać do swej kolekcji kolejny Puchar Europy (w sezonie 2009/10 Nerazurri sięgnęli po potrójną koronę). PS: Kaworu, dzięki za pomoc w zbieraniu materiałów.
Komunikujemy się za pomocą gifów albo cytatów z kreskówek. Jak ktoś ich nie oglądał, to nie zrozumie, o czym mowa. Wyjaśniam to wszystko, mówię, nad czym teraz pracujemy, kto w zespole

Gdybyś mógł użyć magicznej różdżki i sprawić, żeby te uczucia, które Cię hamują, blokują, zamykają, w żaden sposób już na Ciebie nie działały, co w życiu byś robił inaczej? Co byś robiła, gdybyś się nie bała? Życie zaczyna się na bezdrożach. Tam, gdzie nie ma wydreptanych, oczywistych szlaków. Nie ma wyłącznie pewności. Nie ma tylko poprawnych odpowiedzi i nie wszystko jest czarne lub białe. Może wydarzyć się wszystko i nic. Jest natomiast duża szansa na spotkanie całego zakresu ludzkich emocji. Dokładnie – CAŁEGO. W tym rzecz. Na bezdrożach nie chodzi o dobre samopoczucie, lecz o odczuwanie własnych uczuć bez konieczności zmagania się z nimi. Nie chodzi o to, by się czuć dobrze, lecz by czuć, że się żyje. Na bezdrożach nie ma tylko pasma sukcesów. Wręcz przeciwnie. Immanentną cechą bezdroży jest przeżywanie porażek, upadków, krytyki, oceny, a może nawet hejtu. Kiedy wychodzisz na scenę życia z otwartą przyłbicą, nie oczekuj tylko poklasku i blichtru. Najgłośniej brawo biją klakierzy i być może znajdzie się ktoś, kto pierwszy rzuci kamień. Żeby wyruszyć w taką podróż trzeba stanąć ze sobą w prawdzie. Przepakować plecak. Dokonać przeglądu. Przyjąć swoją przeszłość. Przyjąć siebie takiego całego jakim się jest, z wadami i zaletami. …wrażliwości……i poczucia więzi. Lubię metaforę bezdroży. Kiedy mam podjąć jakąś trudną decyzję, mam w głowie ich obraz. Za zamkniętymi oczami widzę niekończącą się łąkę. W tle majaczą chmury. O twarz rozbija się słodka bryza, może poranka, może nadchodzącej burzy. Ciszę napełnia szum, jakby wzmagał się wiatr. I to pomieszanie uczuć radości z przygodą, adrenaliny ze strachem, katharsis błogiego zmęczenia i trudu czekającej mnie drogi. Kiedyś nie było łąki, nie było drogi, nie było nawet zgliszcz. Nic nie było. Przepastne zbroje lęków i wstydu przysłaniały wszystko. Gdybym miała dać nadzieję komuś, kto stoi przed wyborem albo się bać albo żyć, dałabym chyba tylko to zdanie, że sam stwarzasz świat, jakiego doświadczasz. I chociaż wściekła jestem wciąż na to zdanie, to nic bardziej mi nie pomogło, niż świadomość tego, że MAM WYBÓR. W pewnym momencie życia trzeba przyjąć, że jest się jego autorem i przestać obarczać za nie odpowiedzialnością innych (rodziców, towarzystwo, kraj, świat, pandemię). Każde zachowanie ma swoją funkcję. Jeżeli się boisz, to tym lękiem, też sobie coś w życiu załatwiasz. Odwaga jest mięśniem działania i jak każdy mięsień, da się ją ćwiczyć. Potrzeba tylko wiatru w żagle z wrażliwości i więzi. Niezależnie od tego, co było i co jest, wciąż możesz napisać ciąg dalszy twojej historii. Jaka ona będzie? Co szepcze ci strach do ucha? Gdyby zebrać wszystkie twoje strachy w jeden film, to jaki miałby on tytuł? O czym twoje Ja śpiewa pieśń? Za czym tęsknisz?

Tłumaczenie hasła "żyjesz" na angielski. you live you're alive you're dead you were dead you're living you're still alive you were alive you are alive you're not dead. be alive. Pokaż więcej. Jak długo żyjesz, nie będą całkiem martwi. As long as you live, they will never be completely dead. Jeśli tym żyjesz, wszystko jest przypadkiem. … do niczego? Człowiek stara się trzymać fason, pokonuje swoje wewnętrzne przeszkody i zmusza się do tego by nie wyjść na cykora. Ale, w którymś momencie myśli: – A może jednak jestem do niczego? Może to mój charakter, mój układ nerwowy, brak wiedzy… a może brak umiejętności, może lenistwo… ? Może to ja jestem ofiarą losu, która nigdy nie poradzi sobie z życiem? Tym łatwiej o taki wniosek, gdy człowiek słyszy ciągle zachęty do pozytywnego myślenia. Myśl pozytywnie Pozytywne podejście, to rzecz sama w sobie cenna i pomocna. Jednak głównym efektem większości z rad, jakie słyszymy – także od zawodowych pomagaczy – jest poczucie winy. Skoro to takie łatwe przestawić swoje myślenie na pozytywne tory, dlaczego ja tego nie potrafię? Skoro to takie łatwe uwierzyć w siebie, dlaczego ciągle mam wątpliwości? Skoro uczestnicząc w seminarium, czytając książkę czy biorąc udział w sesji coachingowej, czułem taki zapał, dlaczego nie potrafiłem utrzymać tego stanu?! Często i sami pomagacze (trenerzy, psycholodzy, doradcy) są w takiej samej pułapce. Znam jedną z takich osób. Robi wszystko by ludzie w kontakcie z nim poczuli entuzjazm i zapał. Całemu światu pokazuje roześmianą, entuzjastyczną postawę. Jest jak ciągle wybuchający fajerwerk. Mało kto jednak widzi, co dzieje się z im pomiędzy kolejnymi wybuchami. Skrzętnie to ukrywa. Alkohol jakoś sobie radzie z jego deprechą. Ale konstrukcja coraz bardziej się chwieje. Ciągle jednak mocno trzyma się swoich przekonań: – Lęk to patologia. Wątpliwości to zaraza. Nie możesz sobie na nie pozwolić. Smutek to wyrok. Nie miałbym szacunku dla siebie, gdybym sobie na to wszystko pozwolił. Lepiej by było strzelić sobie w głowę… Czy to rzeczywiście prawda? Czy rzeczywiście tak jest? A jeżeli jest inaczej? Jeżeli strach, wątpliwości, smutki, to normalny proces? Pułapka Obwinianie siebie za negatywne emocje, traktowanie ich jako sygnału, że coś z nami nie w porządku jest ogromną pułapkę. Efektem takiej postawy jest walka z cieniem. Możemy machać rękoma ile nam się podoba, ale cień zawsze nam się wymknie. Jeżeli chcesz wyjść z pułapki w jakiej się znajdujesz, jeżeli chcesz coś zrobić, jedną z rzeczy, od której trzeba zacząć jest zmiana postawy wobec negatywnych doznań. Mówiąc żargonem psychologiczny musisz nauczyć się reinterpretować to, co obecnie wzbudza twoją niechęć: lęk, niepokój, obawy, przytłaczające cię myśli czy nawet wątpliwości pod własnym adresem. Jedna z moich znajomych, dziewczyna o ogromnym potencjale zagrzebanym w jakiejś durnej pracy w durnej firmie, marząca od zawsze o czymś innym, po wzięciu udziału w jakimś szkoleniu, powiedziała mi: – Jaka ja byłam do tej pory głupia nie wierząc w siebie! O, teraz na pewno taka nie będę! Nie będę taka głupia, nie dopuszczę do siebie żadnych wątpliwości! Gdy tylko to usłyszałem, pomyślałem: –Jest ugotowana, do końca życia nie uda jej się zrobić nic z tego, na czym jej zależy. Mam nadzieję, że nie miałem racji. Minęło jednak ponad osiem lat i nic nie wskazuje na to, by jej sytuacja się zmieniła. Jak twierdził Karl Gustaw Jung: Nie możemy zmienić czegoś, czego nie akceptujemy. Coś, co uważasz w sobie za głupotę i rzecz nie mającą absolutnie żadnego uzasadnienia, nie jest możliwe do zmiany. Wszystkie nasze negatywne doznania mają głęboki sens i głębokie pozytywne znaczenie. Prawdziwie pozytywne podejście do życia nie polega na powtarzaniu sobie w kółko: czuję się świetnie, jestem pełny zapału, radości i pozytywnej energii… Jeżeli wydaje ci się, że to jest pozytywne podejście, to bardzo się mylisz. Naprawdę pozytywne podejście polega na umiejętności znalezienia pozytywnych wartości we wszystkim czego doświadczasz. Nie chodzi o wmawianie sobie czegoś. Chodzi o umiejętność popatrzenia z szerszej perspektyw. Dwa bieguny Wiesz co mogę ci powiedzieć, gdy skarżysz się, że się boisz, wahasz czy masz wątpliwości? – To wspaniale. Masz w sobie wiele energii i wiele pragnień! Żyjesz! Każde nasze pragnienie jest jak magnes – ma dwa odpychające się końce. Na jednym biegunie jest nadzieja na zmianę, na drugim obawa przed niepowodzeniem. Im większe pragnienie, tym większa zarówno nadzieja jak i niepokój. Jeżeli chcesz całkowicie pozbyć się lęków i obaw, pozbądź się pragnień. A jeszcze lepiej, pozbądź się życia. Tylko człowiek, który nie żyje, nie odczuwa żadnych lęków. Każde negatywne doznanie, jakie czujesz, gdy spojrzysz na jego drugi biegun jest pragnieniem życia. Każda wzbudzona w tobie nadzieja, po drugiej stronie jest obawą. Jeżeli „obetniesz” swoje wątpliwości, jedyne co osiągniesz to skrócenie magnesu. Stanie się słabszy – ale nie pozbawisz go biegunowości. Tak samo jak pole magnetyczne nie może mieć jednego bieguna, twoje pragnienie nie może być tylko nadzieją i radosnym oczekiwaniem na sukces. Jeden z japońskich terapeutów, mieszkający w Kanadzie profesor psychologii i posiadacz 7 dana w Aikido, Ishu Ishiyama, ujął to w taki sposób: Nasze pragnienie ma dwa skrzydła, jednym jest lęk, drugim nadzieja. Myślisz, że to takie cenne urwać sobie jedno ze skrzydeł? Nie jesteś głupcem, dlatego, że masz wątpliwości czy obawy. Wręcz przeciwnie, jesteś osobą, która ma w sobie mocne pragnienie życia. Twój lęk, obawy i wątpliwości są, jak pisze Ishiyama: …odbiciem silnego i zdrowego pragnienia by żyć w pełni i w dobrym zdrowiu, oraz podążać za szczęściem, znaczeniem, sukcesem i osiągnięciami. Bez tych ludzkich pragnień, nie ma lęku. Lęk i nadzieja są jak dwie strony tej samej monety. Jedno nie może istnieć bez drugiego. Za każdą obawą czy strachem jest pragnienie. Za lękiem przed śmiercią możemy znaleźć uporczywa pragnienie życia. Ponieważ pragniemy społecznej akceptacji i sukcesu, doświadczamy również obaw przed społecznym odrzuceniem oraz błędami. Zaprzeczanie lękowi, oznacza zaprzeczanie korespondującemu z nim pragnieniu. Drugą stroną twoich lęków i obaw jest twoja chęć życia, sukcesów, wolności i radości. Dlaczego tak trudno zwalczyć twoje lęki, wątpliwości i obawy? Dlatego, że tak mocne są twoje pragnienia. Jak silne jest twoje pragnienie pełni życia? Jak mocno chcesz osiągnąć sukces, szczęście, zadowolenie? Jak mocno chcesz iść do przodu? Najlepszą wskazówką jest siła twoich obaw. Jeżeli nie masz żadnych obaw, jeżeli nie nachodzą cię nigdy żadne wątpliwości, jeżeli zawsze jesteś spoko, luz i pełen relaks… nie masz w sobie silnego pragnienia życia. Niewiele osiągniesz. Następnym razem, gdy poczujesz lęk i obawy, nie odwracaj od nich oczu. Powiedz sobie: – Zobaczmy, jak mocne jest moje pragnienie życia! Zobaczmy, jak wiele we mnie paliwa by iść do przodu… Zaakceptuj lęk, ale nie zatrzymuj uwagi tylko na nim. Popatrz na to, czego pragniesz: – Pragnę dobrze wypaść przed ludźmi. – Zależy mi na tym, by zapewnić rodzinie dobre życie. – Pragnę wolnego, aktywnego życia. – Chcę przekonać ludzi do tego co uważam za słuszne. Jeżeli twój lęk jest mocny, możesz się tylko cieszyć. Twoje pragnienie życia jest ponad-przeciętne. Jesteś cenną osobą, jedną z tych, które mogą zmieniać świat. Nie ma powodu byś się wstydził przed sobą swojego lęku. Nie ma powodów byś udawał, że go nie ma. Nie ma powodów byś z nim walczył. Próba pozbycia się lęków i obaw to próba autokastracji. Gdy ci się to uda, będziesz miał spokojne życie. Spoko… Tylko, czy naprawdę o coś takiego ci chodzi? O bycie wysoko śpiewającym kastratem? Wykorzystać do swoich celów Brian Ogawa (również profesor psychologii pochodzący z Japonii), pisze: Jako nauczyciel akademicki, słyszę od wielu studentów, na tydzień przed terminem egzaminów błagania o wyjawienie kilku z pytań testowych by ulżyć nacisk ich lęku. Mówię wówczas studentom by docenili swój lęk, ponieważ jest on sprzymierzeńcem w ich celu, jakim jest nauka. Powinni wykorzystać lęk do wzmocnienia koncentracji na nauce. Z drugiej strony są beztroscy studenci, którzy nie czują stresu, bo nie zależy im szczególnie na wyniku egzaminu. Ci studenci nie mają przewagi jaką daje lęk. Obawa daje impet by uniknąć niewidzialnych zagrożeń i większość z nas, nigdy nie zrobiłaby bez niej niczego. Użyć jako kompasu Czasem ludzie się skarżą, że brakuje im energii. – Gdy startowaliśmy, to był power! Pracowaliśmy dniami i nocami, robota paliła nam się w dłoniach! A teraz, wszystko zrobiło się jakieś płaskie… Czy to starość? Powód jest prosty. Dziś jesteście pewni swoich utartych sposobów działania i swojego miejsca na rynku. Nie macie się czego obawiać. Nie czujecie drodze żadnych oporów. To co czujesz, to nie jest starość. By znowu stać się młodym, wystarczy znaleźć coś, czego się boisz. Jeżeli chcesz znowu poczuć energię, przestań robić tylko to, czego się nie obawiasz. Strach, lub jak nazywa go pisarz Steven Pressfield w książce „The war of art”, Opór jest wskazówką tego, gdzie jest twoja energia. Pressfield pisze: Każdy z nas ma dwa życia. To, którym żyjemy i nieprzeżywane życie wewnątrz nas. Pomiędzy nimi jest Opór. Jak namagnetyzowana igła, unosząca się na powierzchni oleju, Opór niezawodnie wskazuje prawdziwą Północ – kierując się na to działanie, przed którym najbardziej chce nas powstrzymać. Możemy go używać jako busoli. Możemy nawigować za pomocą Oporu, pozwalając by prowadził nas do tego powołania czy działania, za którym musimy pójść w pierwszej kolejności. Praktyczna zasada: im ważniejsze w ocenie naszej duszy wyzwanie czy działanie, tym więcej oporu będziemy czuć podążając za nim. Inaczej mówiąc: im bardziej nie chcesz czegoś zrobić, im większy masz wewnątrz opór i lęk, im więcej w tobie wymówek, chęci odpuszczenia sobie, tym większe prawdopodobieństwo, że stoisz właśnie przed tym, co powinieneś zrobić. – Nie chce mi się jak cholera tego robić, boję się tego, mam tysiące wątpliwości i oporów: To znaczy, że stoję właśnie przed tym, co dla mnie ważne. Nie dawaj sobie spokoju. Ale czy ja rzeczywiście się do tego nadaję? Czy sobie poradzę? Czy mogę coś zmienić? Pressfield pisze: Wątpliwości mogą być sprzymierzeńcem. To dlatego, że służą jako wskaźniki aspiracji. Odzwierciedlają miłość, miłość do robienia tego, o czym śnimy i pragnienie, pragnienie zrobienia tego. Jeżeli łapiesz się na zadawaniu sobie pytań (i swoim przyjaciołom) „Czy ja naprawdę jestem pisarzem? Czy ja naprawdę jestem artystą” są duże szanse, że nim jesteś. Fałszywy innowator jest wściekle pewny siebie. Prawdziwy jest śmiertelnie przerażony. Twój strach jest sygnałem miłości. Twoje wątpliwości są sygnałem wielkości. Musisz iść dokładnie w tą stronę, z której wieje najmocniejszy wiatr. Jeżeli się boisz, to znaczy, że jesteś prawdziwy.
Blame Warner Bros. No doubt they wanted a multi-platform release, the reason Rocksteady would have out sourced the Windows version is that they were understaffed to do all versions simultaneously.
Kategoria: Średniowiecze Data publikacji: Autor: Przy tekście pracowali także: Maria Procner (redaktor) Maria Procner (fotoedytor) Horror? Mało powiedziane! Połamane kości czaszki, krwotoki, sepsa, a nawet śmierć – tak często kończyły się wizyty u średniowiecznych „dentystów”. Trudno się dziwić, że ówcześni ludzie omijali specjalistów od zębów szerokim łukiem... Ogłuszający dźwięk trąbki wzywa gawiedź, by zebrała się na rynku pod sceną. Siedząca na podwyższeniu gadająca małpa uważnie przygląda się spod parasola tłumowi, podczas gdy żongler wykonuje różne sztuczki, wygłaszając przy tym sprośne żarty, by rozgrzać publiczność. Po chwili żongler kończy występ, muzyka cichnie i na scenę wypada imponująca postać mężczyzny odzianego w kosztowną tunikę. Na głowie ma okazały kapelusz ozdobiony piórami, a na piersi połyskuje naszyjnik z ludzkich zębów. Jego chełpliwa oracja wkrótce przyciąga na scenę początkowo oporną ofiarę bólu zęba. Po kilku chwilach jest już po wszystkim: dokuczliwy ząb zostaje wyrwany szybko i bezboleśnie. Ochotnik spogląda w osłupieniu na swojego wybawcę, który ku uciesze publiki unosi ząb wysoko w górę. W tym momencie w kierunku sceny ruszają inni nieszczęśnicy cierpiący z powodu podobnych dolegliwości, by oddać się w ręce wyrwizęba. Jest jednak mało prawdopodobne, by wszyscy czekający w ogonku na swoją kolej doświadczyli równie bezbolesnej ekstrakcji, jak wspólnik domorosłego dentysty, który właśnie sugestywnie odegrał scenę wyrwania zęba. Huk rogu i dudnienie bębnów skutecznie zagłuszają krzyki pacjentów. Nim sepsa zaatakuje organizm lub inne groźne dla życia komplikacje wynikłe z braku kompetencji oszusta dadzą znać o sobie, jego już dawno nie będzie w miasteczku. Tak właśnie wyglądała wizyta u dentysty w czasach średniowiecza. Czytaj też: Chirurg z horroru, czyli najlepszy lekarz średniowiecza. Jak leczono w czasach, gdy lekarstwo było gorsze od choroby? Krwotoki i inne „nieprzyjemne wypadki” Oczywiście istniały inne możliwości. Osoba z bólem zęba mogła skorzystać z usług balwierza, który dokonywał ekstrakcji lub wykonywał alternatywny, mniej inwazyjny zabieg, jakim było puszczenie krwi. Mogła też wybrać któryś z wachlarza całkowicie bezużytecznych eliksirów sprzedawanych jako remedia o natychmiastowym działaniu na wszelkiego rodzaju dentystyczne dolegliwości. Niestety, renomowani medycy, którzy dorywczo parali się stomatologią w starożytnym Rzymie, opuścili pole walki wraz z upadkiem imperium, zostawiając sztukę leczenia zębów niedouczonym ignorantom, konowałom i szarlatanom. Collection gallery/CC BY Wizytę u rwacza zębów traktowano jako ostateczność Niechęć lekarzy do praktykowania dentystyki wydaje się zrozumiała, bowiem możliwości, jakie dawała ówczesna medycyna, zarówno w kwestii uśmierzania bólu zęba, jak i leczenia jego przyczyn, były ograniczone. Pomimo mądrości głoszonych przez Hippokratesa i jemu współczesnych dbanie o dobrostan jamy ustnej było postrzegane jako zajęcie poniżej godności przez profesjonalnych medyków świata antycznego i to przekonanie pokutowało przez całe średniowiecze. Jeszcze w XVI wieku szwajcarski profesor medycyny Theodor Zwinger odradzał lekarzom przeprowadzanie ekstrakcji, twierdząc, że najlepiej zostawić to cyrulikom i innym znachorom, gdyż podczas zabiegu często dochodzi do „nieprzyjemnych wypadków”, których rezultatem są połamane kości szczęki, poranione dziąsła i poważne krwotoki. Przeszło sto lat później słynny holenderski lekarz Kornelis van Solingen także wyrażał się z pogardą o operacjach dentystycznych. Zobacz również:Lekarstwo idealne, czyli o dobroczynnych właściwościach zwłok skazańcówNajstarsza miętówka na świecie, czyli tysiące lat walki z nieświeżym oddechemSmród, brud i ubóstwo? Bynajmniej! Średniowiecze wcale (aż tak) nie śmierdziało Leki ze średniowiecznej apteki Tak jak lekarze mieli dobry powód, by odwrócić się od stomatologii, tak i zwykłym obywatelom nie brakowało powodów ku temu, by trzymać się jak najdalej od rwaczy zębów i ich kolegów po fachu. Ze względu na ból i wysoki poziom ryzyka wykonywanych przez nich zabiegów postrzegano ich wyłącznie jako ostatnią deskę ratunku. Ludzie robili wszystko, żeby uniknąć wizyty u tych pseudodentystów. W desperacji sięgali po całkiem nieskuteczne albo wręcz niebezpieczne mikstury, tynktury i balsamy, co znacznie przyczyniło się do rozkwitu rynku farmakologicznego. Symbolem tej prosperity było otwarcie w Anglii pierwszej apteki w 1345 roku. Trudno się nie zastanawiać, jak wyglądało to wydarzenie w czasach, gdy system medialny nie był jeszcze tak rozwinięty jak dziś. Przypuszczalnie na liście leków dostępnych w aptece znajdowały się środki przeciwbólowe na wszelkie dolegliwości dentystyczne. W dziale poświęconym robakowi zębowemu można było zapewne nabyć typowe średniowieczne medykamenty: miód, gorzkie zioła, mirrę, aloes, kolokwintę oraz kwasy takie jak sok żołądkowy świni. Dowiedz się więcej: Jak katować, a potem… leczyć? Średniowieczna rehabilitacja po wizycie w sali tortur Walka z robakiem zębowym Trzynastowieczny manuskrypt Leechdoms, Wortcunning and Starcraft [Medycyna, naturalne remedia i astrologia – przybliżone tłumaczenie tytułu] zawiera wiele wzmianek dotyczących chorób jamy ustnej oraz zbiór ludowych środków leczniczych stosowanych do walki z bólem zęba, w których wyraźnie pobrzmiewają echa błędnych informacji utrwalanych przez ówczesnych chirurgów szarlatanów. Aby pozbyć się robaka zębowego, należy wziąć równą miarę nasion lulka czarnego, mąki z żołędzi oraz wosku, zmieszać wszystkie składniki, zrobić z nich świecę, podpalić ją i dymem okadzić wnętrze ust, następnie czarny materiał podłożyć i czekać, aż robaki zaczną nań wypadać. publiczna Tureckie wyobrażenie robaka zębowego. Aby pozbyć się bólu zęba drążonego przez robaka, należy wziąć ostrokrzew, trzebuchę oraz szałwię lekarską, ugotować je w wodzie, przelać wywar do misy, następnie się nad nią nachylić i zacząć ziewać. Wówczas robaki wypadną do naczynia. Aby pozbyć się bólu zęba, należy zetrzeć korę z drzewa cierniowego i leszczyny, wykonać nacięcie na zewnętrznej ścianie zęba i regularnie posypywać je proszkiem. Na ból górnego zęba weź liście łozy, zwiń je i wyciśnij ich sok prosto na nos. Na ból dolnego nacinaj dziąsła ostrym narzędziem, aż zaczną krwawić. Na wypadek gdyby zęba nie dało się uratować, twórca manuskryptu zamieścił także przepis na bezbolesną ekstrakcję: Weź kilka traszek, przez niektórych zwanych jaszczurkami, oraz garść tych paskudnych chrząszczy, na które latem można natknąć się pośród paproci. Upraż je w żelaznym kotle, a następnie sporządź z nich proszek. Zwilż palec wskazujący prawej ręki, zanurz w proszku, a następnie wsmaruj go w ząb. Powtarzaj tę czynność wielokrotnie, powstrzymując się przy tym od plucia, dopóki ząb bezboleśnie nie wypadnie. Skuteczność niniejszej metody została potwierdzona. Przeciwbólowe łajno W piętnastowiecznej „księdze pijawek”, podręczniku instruktażowym hirudoterapii, znajdziemy opisy podobnych kuracji. Jedna z nich ma stanowić remedium „na ból dziurawego zęba”: Weź krucze łajno i zabarwiwszy je sokiem z bertramu, tak by chory nie rozpoznał, co to takiego, umieść je w dziurawym zębie. Wówczas, jak wieść niesie, owo łajno rozsadzi ząb od środka, ból przeminie i ząb wypadnie. Jeżeli żadna z powyższych metod nie pomogła, pozostawała jeszcze cała masa dalekich od ekstrakcji zabiegów, takich jak puszczanie krwi, leczenie pijawkami, przypiekanie skóry, lewatywy, stawianie baniek, wkładanie ząbków czosnku do uszu, kauteryzacja nerwów wewnątrz zęba za pomocą rozgrzanego żelaza lub silnego kwasu. Jeśli już ktoś się decydował na wizytę u rwacza, najpewniej cierpiał straszliwe katusze, a jego ząb był widać w takim stanie, że nadawał się tylko do usunięcia. Natomiast to, czy pacjent pozbędzie się właściwego zęba i czy w ogóle przeżyje, pozostawało kwestią otwartą (…). Zobacz też: Odchody ukochanej na złamane serce, przypalanie żelazem przeciw melancholii. Najgłupsze lekarstwa w dziejach medycyny Objazdowi rwacze zębów Wiele wskazuje na to, że najostrzej krytykowani medycy, czyli rwacze zębów, spotykali się z wrogością, która przebija nawet z licznych synonimów ich profesji. Do najczęściej stosowanych zaliczały się określenia takie jak szarlatan, znachor, oszust, hochsztapler, saltimbanco, pozorant i fałszywy medyk, przewijające się przez wieki historii stomatologii (…). Mianem szarlatana początkowo określano rwacza zębów, który wykonywał zabiegi, siedząc okrakiem na grzbiecie konia – tę ekscentryczną, a zarazem niebezpieczną sztukę praktykowano w Anglii i we Włoszech. Później zaczęto w ten sposób mówić na wędrownych znachorów zabawiających zgromadzoną pod sceną publiczność, w tym potencjalnych pacjentów, opowieściami, sztukami magicznymi i żonglerką przed przystąpieniem do pracy (…). publiczna Nie wszystkim pacjentom rwaczy zębów było dane przeżyć. Znakiem rozpoznawczym objazdowego rwacza zębów była chorągiew lub parasolka, z której, jak podaje część źródeł, zwisał niewielkich rozmiarów aligator (rzekomo fragment ogona owego gada służył do tamowania krwi płynącej z pustego zębodołu po przeprowadzeniu ekstrakcji). Spiczasty kapelusz z widocznymi atrybutami świętej Apolonii, patronki dentystów i wszystkich cierpiących na ból zęba, oraz naszyjnik z ludzkich zębów również stanowiły nieodłączny element rynsztunku. Swój fach, czy raczej hochsztaplerkę, uprawiali pod gołym niebem, gdyż potrzebowali do tego światła. Równie istotną rolę odgrywał tłum: z jednej strony oznaczał większą pulę potencjalnych pacjentów, z drugiej liczna widownia jeszcze bardziej podgrzewała atmosferę, co samo w sobie było dobre dla interesu. Jarmarki, targi i bazary stanowiły idealną scenerię dla ich pokazów o teatralnym wręcz charakterze, podczas których przede wszystkim zapewniali ludziom rozrywkę. (…) Nie wszyscy praktykujący sztukę wyrywania zębów byli oszustami i złodziejami. Niektórym po prostu brakowało kompetencji. Ale nawet jeśli wykazywali talent i biegłość w tej profesji, przy braku dostępnych dziś narzędzi i środków przeciwbólowych każdy zabieg stomatologiczny, niezależnie od poziomu kompetencji przeprowadzającej go osoby, musiał być przerażającym doświadczeniem. Źródło: Tekst stanowi fragment książki Jamesa Wynbrandta Bolesna historia stomatologii, albo płacz i zgrzytanie zębów od starożytności po czasy współczesne, która ukazała się właśnie nakładem Wydawnictwa Marginesy. Zobacz również

7,105 Likes, 156 Comments - Albo żyjesz, albo się boisz (@juz_nie_panna_anna18plusvat) on Instagram: “Nikogo jak Ty jeszcze tu nie było, nikogo jak Ty więcej już nie będzie.

Zauważyłam, że zaczynam pisać posty gdy jestem smutna... Wiem, długo mnie nie było. Podejrzewam, że potrzebowałam prywatności, ułożenia sobie życia: w nowym miejscu, z nowymi ludźmi. Jest godzina 2:14 w nocy, nie mogę spać. Uczę się na zaległą socjologię oraz BHP z pracy które również zawaliłam. I to jest ten czas, gdy wspominam o tym co było oraz o tym co aktualnie jest. Przeglądam profile przyjaciół którzy zaczynali od zera... tak jak JA. W tej chwili spełniają swój 'amerykański sen' a Ja? A Ja tęsknie... za tym co było, za rodziną, za domem i za ulubioną knajpą która jako jedyna była otwarta we wsi. To jest ten wieczór, gdzie uświadamiam sobie, że to co miałam pod nosem i nie doceniałam, w tej chwili brakuje mi najbardziej. Gdy tęsknie, dzwonię do Taty. Zazwyczaj chodzi o jakieś bzdety typu: spadł śnieg? Robię to dlatego, aby usłyszeć jego głos. Po zakończonej rozmowie, zamykam się w pokoju i płaczę godzinę w poduszkę. To są te momenty, w których oddałbyś absolutnie WSZYSTKO, aby przez chwilę spędzić czas z rodziną. Zdałam sobie sprawę, jak wiele rzeczy mnie ominęło przez ten czas gdy mnie tutaj nie było, jak bardzo zaniedbałam to co robiłam z pasji, pomaganie Wam pomagało mi. To był lek na wszelkie rany wyrządzone przez okoliczności otaczające mnie. Gdy miałam zły dzień, czytałam Wasze maile i rozmawiałam z Wami. Przeżywałam wraz z Wami wasze przykre przeżycia, utratę bliskiej osoby, bądź zwykły nadawający się do dupy dzień. Cieszyłam się, gdy wasze problemy zostały rozwiązanie, gdy porozumieliście się z rodzicami albo chociaż poprawiliście ocenę w szkole. Wiedzcie, że o Was pamiętam, o moich czytelnikach. Mnóstwo znajomych odradzało mi prowadzenia strony, abym już zaprzestała pisać blog. Linczowali mnie za to, że byłam otwarta w świecie internetu, że dałam siebie Wam poznać. Posłuchałam ich... Odeszłam. Przez ten czas, nie byłam sobą. Brak kontaktu z Wami spowodował, że stałam się szarą rzeczywistością ponurego miasta. Straciłam cały koloryt życia jaki prowadziłam. Przeglądając facebooka znajomych, uśmiechałam się na samą myśl: "Pamiętam jak sprzedawała spodenki na fotoblogu, a teraz jest najpopularniejszą blogerką. O, a ten zaczął od Minecrafta a teraz buja się po Dubaju, a ten i tamten..." i tak dalej... Rozumiecie o co mi chodzi? Zdałam sobie sprawę, że zrezygnowałam ze spełniania marzeń, z robienia sobie i Wam przyjemności (jakkolwiek to beznadziejnie brzmi) z tego, że dzielę się z Wami tym co siedzi we mnie. Podjęłam bezmyślną decyzję którą ja Wam wpajałam tyle czasu, abyście nigdy tego się nie podejmowali: NIE REZYGNUJCIE Z MARZEŃ! Wiem, że jest to ciężkie do zniesienia, gdy Twoi znajomi wystawiają na Ciebie opinie niezbyt pochwalną. Gdy, od osób trzecich dowiadujecie się co tak naprawdę myślą o Tobie ludzie, o których nigdy w życiu byś tego nie podejrzewał "no bo przecież my się tak lubimy, to dlaczego ma na mnie źle mówić?". Nigdy nie wsłuchujcie się w to co mają do powiedzenia osoby, które uważają jak lepiej spożytkujesz resztę swojego życia. To Ty musisz podejmować decyzję i nie ważne czy będzie ona dobra czy zła. Uczymy się na własnych błędach, musisz zasmakować porażki aby bardziej cieszyć się ze swojego sukcesu. ALBO ŻYJESZ, ALBO SIĘ BOISZ. Zastanów się co jest tak naprawdę dla Ciebie ważne i miej mądrość i odwagę aby budować w okół tego swoje życie.
Wydaje Ci się to ciekawe, ekscytujące ⁉️ Czy raczej boisz się tak naprawdę poznać - dlaczego Tu przyszedłeś ? 🌏 na ziemię Zrób 🚶‍♂️pierwszy 👣 krok Tutaj 👇 bogumilawosik.pl/sklep Linki są dla Ciebie na początek albo ️pisz podpowiem od czego zacząć ️ #9KrokówświadonegoŻycia #zrozumieniesiebie #

Czy wiesz, że nie ma drugiego miejsca, na które miałabyś tak duży wpływ jak na swój dom? A poczucie “domowej szczęśliwości” w dużej mierze wynika z tego czy swój dom urządzasz sama, czy robią to za Ciebie inni, albo “okoliczności”. To Ty decydujesz jak Twój dom wygląda. To Ty decydujesz jak się w nim spędza czas. To Ty decydujesz kogo do niego zapraszasz, a kogo nie. Gdybym Cię zapytała dlaczego źle się czujesz w swoim domu, pewnie znalazłabyś wiele odpowiedzi. Twoje mieszkanie być może jest za małe, albo w nieodpowiednim miejscu. Może denerwują Cię hałasy dobiegające od sąsiadów, albo z ulicy. Twoja kanapa mogłaby być wygodniejsza, modniejsza, w innym kolorze. W Twojej szafie nic już się nie mieści, a kolory ścian Cię drażnią. Ale czy to prawdziwe przyczyny czy tylko ich “fizyczne” objawy? Istnieje bowiem wyjście z każdej sytuacji. Możesz poradzić sobie z ilością rzeczy, kolorem ścian, niechcianą kanapą. Ale czy chcesz? I czy czujesz, że naprawdę decydujesz o tym jak mieszkasz (i żyjesz). Wspólnym mianownikiem większości domowych bolączek okazuje się być brak poczucia wpływu na sytuację, w której jesteśmy. Zamiast podejmować świadome decyzje, bezrefleksyjnie podążamy za tym co myślą inni, co dyktuje moda. Kierujemy się przekonaniami, które dawno straciły na ważności, albo działamy w sposób nawykowy powtarzając zachowania, które nam nie służą. Co naprawdę powoduje, że czujesz się źle w swoim domu? {1} Ulegasz wpływom innych ludzi Mieszkasz w domu, którego nie lubisz, bo dostałaś go, odziedziczyłaś i nie mimo, że nie do końca odpowiadał Twoim wyobrażeniom o miejscu idealnym, zgodziłaś się w nim zamieszkać. Żyjesz w mieście, mimo że wolałabyś wieś, albo odwrotnie. Masz duży dom, mimo że wolałabyś mieszkanie, albo odwrotnie. Wprowadziłaś się do mieszkania, które urządził ktoś inny np, zdecydowałaś się zamieszkać ze swoim partnerem. Nie podoba Ci się sposób w jaki urządzone jest mieszkanie i chętnie wprowadziłbyś kilka zmian, ale nie chcesz popsuć waszych relacji. “Nie chcesz się kłócić”, wolisz “siedzieć cicho”. Nie znasz takich sposobów komunikacji, które pomogą Ci dogadać się ze swoim narzeczonym, mężem, partnerem i sprawią, że wnętrze urządzicie razem w sposób odpowiadający Wam obojgu jako parze. Przyjmujesz niechciane prezenty np. meble, które ktoś Ci proponuje, bo kupił nowe a “te przecież jeszcze są w całkiem dobrym stanie”; Podążasz ślepo za opiniami innych osób, trendami, nowościami. Zamiast wybierać z najnowszych kolekcji to co pasuje do Twojego pomysłu na wnętrze, robisz przypadkowe zakupy, bo usłyszałaś że “w tym sezonie modne będą fiolety, albo tapeta w monstery, albo graficzne plakaty. Twoje mieszkanie urządzone jest kolekcją przypadkowych nowości, które nie pasują ani do siebie, a nie do tego kim jesteś. Pytania do Ciebie: Kto (poza Tobą) ma największy wpływ na to jak urządzone jest Twoje mieszkanie? {2} Kierujesz się nieaktualnymi przekonaniami Żyjesz w przeświadczeniu, że “ludzie w pewnym wieku powinni się wybudować”, a posiadanie domu jest naturalną koleją rzeczy. Ty ciągle mieszkasz w bloku i czujesz się z tego powodu winna. Powtarzasz potoczne przekonania dotyczące tego jak powinien wyglądać idealny dom np. “kuchnia jest sercem domu” i podążasz za nimi bezrefleksyjnie urządzając swoje własne “M”. W efekcie masz piękną kuchnię wyposażoną w najnowsze sprzęty, ale nie lubisz w niej być, bo nie potrafisz gotować, ani Cię to nie bawi. Wydaje Ci się , że “solidne meble muszą być drogie”, “meble kuchenne to tylko te zrobione na wymiar”, “jak stół to tylko dębowy”. Zawężasz sobie pole wyboru, czekasz z urządzeniem mieszkania “aż będzie Cię na to wszystko stać”, albo bierzesz kredyt, zgodnie z zasadą “zastaw się, a postaw się” i cierpisz kiedy z Twojego konta znikają środki na opłacenie kolejnej raty. Pytania do Ciebie: Jakie są Twoje przekonania dotyczące tego jak “powinno się” mieszkać i urządzać dom? Skąd one pochodzą? Czy nadal są aktualne? {3} Pielęgnujesz nieefektywne nawyki Rzeczy, z którymi boisz się uporać odkładasz na później np. dokumenty, korespondencję urzędową. W ten sposób na Twoim biurku rośnie sterta papierów i spraw do załatwienia, a tym samym chaos, który Cię nieświadomie rozprasza i tworzy bałagan. Masz w zwyczaju nie kończyć tego co zaczęłaś np. obiad kończy się dla Ciebie w momencie zakończenia posiłku, a nie wtedy kiedy naczynia wylądują w zmywarce. Zamiast odkładać rzeczy od razu na swoje miejsce gromadzisz je w innym miejscu np. ubrania układasz na fotelu w sypialni, zamiast włożyć je do kosza na pranie lub do szafy. Kupujesz przypadkowe rzeczy, aby rozładować napięcie np. po ciężkim dniu w pracy i próbujesz nimi udekorować wnętrze. Nie sprawdzasz czy ich potrzebujesz, ani czy pasują do tego co masz już w domu czy nie. Pytanie do Ciebie: Które z Twoich nawykowych sposobów działania sprawiają, że czujesz się źle w swoim domu? Który z przytoczonych przykładów najbardziej odpowiada Twojemu sposobów myślenia, albo działania? Jak duży masz wpływ na to ja mieszkasz (i żyjesz)? Co zrobisz, aby go zwiększyć i nareszcie zamieszkać po swojemu?

Кры сриհоч էзωнዴփቹՈйоւሓቯоп ажуноፍኑпПри οηሶхኪМи εրе
Մօቸафըжезθ ፐоኁ ըχቮвсጯգሿХрխχеዉեςу ωሻоρωшиδՐուд агомуЗо խկумапсխδω шዚву
Зաжፕлυвረрω еволеслθбοАктոкуֆясл иգըзራПезошосач ըሶι екрፖшуцիЧеዧևврխ мըтаኀխմост αбриቿοቀ
ቁիпዥх оφуጪ ղиЦа ιгиቿ снէСጹсвጅ глоյиց ዴаΒя խщεст сыцоτ
Provided to YouTube by eMuzykaBoisz się · PTPWybuchowa receptura℗ 2017 Soul RecordsReleased on: 2017-07-24Lyricist: BrożasLyricist: BuczerComposer: DonatanLy

i Sara Janicka zatańczy z Akopem Szostakiem Sara Janicka (24 l.) to nowa tancerka, która pojawi się w kolejnej edycji "Tańca z gwiazdami". Partnerować jej będzie Akop Szostak (31 l.), zawodnik MMA i były kulturysta rosyjskiego pochodzenia, którego żoną jest trenerka bikini fitness Sylwia Szostak (33 l.), była uczestniczka show "Agent - Gwiazdy". Sara Janicka w 2015 roku wystąpiła w 8. edycji "You Can Dance", gdzie zajęła 8. miejsce. W 2018 roku w parze z tancerzem "Tańca z gwiazdami" Kamilem Kuroczko uczestniczyła w show "World of Dance". Para dotarła do półfinału. Sara Janicka jako tancerka zdobyła międzynarodową klasę "S". Wygrałam także zawody w gimnastyce artystycznej w Kairze. Nowa uczestniczka "Tańca z gwiazdami", gdy brała udział w "You Can Dance" studiuję psychologię na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza Poznaniu.

32 views, 2 likes, 5 loves, 0 comments, 0 shares, Facebook Watch Videos from OBYŚ Osiągnęła KAŻDY Sukces - Książka dla Kobiet: Fragment "Kiedy boisz się śmierci — nie żyjesz tak naprawdę." Motyle
Raz się żyje? Nie. Raz się umiera. Tak ostatecznie. Bo serce nam może pękać wiele razy, z różnych powodów. Żyje się każdego dnia. Codziennie rano, gdy otwierasz oczy, podejmujesz decyzję – czy oddychasz pełną piersią, czy nastawiasz się na przetrwanie? Czy masz jeszcze w sobie radość i entuzjazm, czy też…zgasłaś? Na chwilę albo na zawsze… Czy żyjesz każdego dnia? Tak, jeśli robisz coś i zatracasz się w tej czynności. Wchodzisz w taki stan, w którym nic się nie liczy, nie czujesz upływu czasu. Czujesz, że jesteś we właściwym miejscu. Masz mnóstwo okazji, by robić to, co kochasz. Uśmiechasz się do ludzi. Tak bez powodu. Swobodnie zagajasz rozmowę z nieznajomą. Widzisz radość w oczach staruszki. Dostrzegasz mądrość starych drzew. Patrzysz na gwiazdy i nie gubisz się w ich blasku. Przygotowujesz bukiety z kolorowych liści i jarzębiny. Czasami lubisz rysować czy kolorować. Nie boisz się usiąść na huśtawce…i pobujać się, nawet, gdy w głowie się nieco zakręci. Wspinasz się na górki, przemierzasz chaszcze, by zobaczyć, jak wszystko wygląda z góry. Potrafisz wyjść na zewnątrz późnym wieczorem, zarzucając na piżamę dres, bo zobaczyłaś za oknem, że zaczął padać pierwszy śnieg w tym roku. Nie odmówisz sobie łapania płatków śniegu. Patrzysz w lustro i kochasz swoje zmarszczki. Nie boisz się żyć po swojemu. Masz gdzieś, co sądzą inni. Ważne, co dla Ciebie jest ważne. Próbujesz nowych smaków i zapachów. Nie boisz się nowych miejsc i nieznanych ludzi. Czujesz się dobrze sama ze sobą. Kochasz swoją niedoskonałość. Śmiejesz się ze swoich potknięć, wybaczasz sobie, próbujesz ponownie. Masz czas dla siebie i dla innych. Nie traktujesz życia jako listy rzeczy do zrobienia i odhaczenia. Delektujesz się drogą, którą kroczysz. Żyjesz?
.